środa, 9 stycznia 2013

Kot (1/2)

Było mi strasznie zimno, choć termometry wskazywały prawie dwadzieścia pięć stopni. Do tego ta słabość… Ledwo udawało mi się wprawić w ruch dłonie, niezdarnie pocierając jedną o drugą, by nieco je rozgrzać. Nic to jednak nie dawało. Zirytowana spojrzałam na nie z wyrzutem. Przestraszyłam się, odkrywając, że moje ręce aż do łokci, były całkiem sine. - Mamo?! – zawołałam tak głośno jak tylko pozwalała mi na to wszechogarniająca słabość. Jednak nim mama przyszła, poczułam okropny ból. Miałam wrażenie, że ktoś wbija mi nóż prosto w serce i zaczyna nim obracać. Jęknęłam cicho i upadłam. Zwinęłam się niczym embrion. Czułam łzy, strumieniem spływające po mojej twarzy. Byłam coraz słabsza. Po chwili już ból zaczął znikać, pozostawiając odrętwienie. Zniknął całkiem, lecz ja nie byłam już w kuchni, na podłodze, lecz w całkiem innym miejscu. Nie miałam pojęcia jak, ale znalazłam się na końskim grzbiecie. Galopowałam dziko przez las, śmiejąc się. Byłam przeszczęśliwa, zwłaszcza, gdy mój ukochany konik, klaczka imieniem Tabarka, wbiegła prosto do jeziora, strzepnęła mnie ze swego karku i obie zaczęłyśmy pływać. Wierzgała, chlapiąc na mnie, a ja nie pozostawałam jej dłużna. Bawiłyśmy się wyśmienicie, jak za dawnych, dobrych lat. W czasach, gdy Tabarka jeszcze żyła…
- Czy ona wyzdrowieje? – usłyszałam nerwowy szept mamy - Myślę, że najgorsze już za nami. Opanowaliśmy zapaść, niedługo powinna dojść do siebie. To niestety zdarza się czasem młodym ludziom, proszę się nie martwić. - Ale przebadacie ją? Sprawdzicie, czy z sercem wszystko w porządku? - Zrobimy jakieś podstawowe badania. Bardziej należałoby martwić się o mózg. Akcja serca była wstrzymana przez dłuższą chwilę, przez co mogło dojść do udaru. Jednak EEG nie wykazuje zbytnich zmian. Wszystkiego dowiemy się jednak , dopiero po jej przebudzeniu.
Byłam świadoma tej rozmowy. Słyszałam ją i rozumiałam. Chciałam pocieszyć zmartwioną mamę, powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Niestety, nie byłam w stanie tego zrobić. Mimo szczerych chęci, moje oczy pozostawały zamknięte, a ja niema. Czułam jednak, że jestem już bliska odzyskania władzy nad samą sobą, walczyłam więc ile sił. Niespodziewanie znów poczułam ból przeszywający moje serce. Tym razem nie mogłam się zwinąć, nie mogłam nikogo poinformować… Nic nie mogłam zrobić. Tak jak ostatnio, ból zaczął słabnąć, a raczej ja przestawałam powoli go odczuwać. Na podstawie podsłuchanej rozmowy zrozumiałam, że moje serce stanęło – to musiało być przyczyną mojego spotkania z Tabarką. Czy i teraz miało taki zamiar? – spytałam samą siebie w chwili, gdy pikający przedtem monitor zaczął piszczeć. Widziałam, jak szlaczek akcji serca zastępuje prosta linia, nie zaburzona niczym. Czemu to widziałam? Przecież przed chwilą jeszcze tak zawzięcie walczyłam, by otworzyć oczy, a teraz, ot tak? Zniknęło też otępienie, mogłam poruszyć rękami, nogami… Tylko dlaczego? Czyż moje serce właśnie nie stanęło? Dopiero rozpoczęli reanimację, a ja już byłam świadoma? Nic mnie nie bolało, czułam się rewelacyjnie…
- Witaj, Oleczko… - usłyszałam najmniej oczekiwany głos. Odwróciłam się. Tuż obok reanimujących mnie lekarzy stał mój ukochany wujek. Ksiądz, pod którego pieczą się wychowałam.
- Wujku… - szepnęłam i nagle zrozumiałam, że umarłam. Wstałam, podeszłam do wujka, jednak nikt tego nie zauważył. Moje ciało pozostało nieruchome, martwe… Widziałam, jak lekarze walczą, próbując wzbudzić moje, martwe już serce. - Za paręnaście, może kilkadziesiąt minut przestaną. Uznają, że nie żyjesz.
- Bo tak jest… - szepnęłam, widząc zbliżającą się babcię. Ona również odeszła już jakiś czas temu. 
- To nie jest takie złe… przyzwyczaisz się. – Wujek objął mnie ramieniem, pocieszał, jednocześnie usiłując odwrócić mnie, bym nie patrzała na koszmarne zdarzenia, płacz rodziców i bezsilność lekarzy. 
 - Dobrze, nie patrz tam. Zamiast tego bądź tak miła i łaskawie wytłumacz mi swoje wybryki… Zawody pływackie? Galop i skoki przez przeszkody? Czemu od razu nie skoczyłaś z wieżowca? – spytał z mocno wyczuwalną irytacją.
- Ups. – pomyślałam. 
Tego się nie spodziewałam. Ładne parę lat udawało mi się trzymać w sekrecie zamiłowanie do sportu i łamanie zakazów lekarskich. Rodzice o niczym nie mięli pojęcia. A tu klops! Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie mnie z tego rozliczał. Nie ma się jednak co dziwić – wszak nie planowałam tak szybkiej śmierci. Gdyby to się stało znacznie później… za pewne z wiekiem bym się uspokoiła i odpuściła sobie te wybryki… Nie byłby to aktualny temat, więc pewnie nikt by o nim nie wspomniał. Teraz jednak… 
 - Olu. Zadałem pytanie… - ponaglił.
Wujek był kochany i nigdy się na mnie nie złościł. Jednak nigdy nie byłam nazbyt potulnym dzieckiem i lubiłam brykać. Ucieczki z domu i nocne przejażdżki na mojej klaczce były normą. Wujek więc miał wiele okazji by nauczyć się skutecznie mnie karać. Nigdy nie podniósł na mnie głosu, oczywiście nigdy też mnie nie uderzył. Nigdy nawet nie byłam zmuszona do słuchania kazań, wymówek, zarzutów itp. Nie. Wujek miał całkiem inny sposób na moje zachowanie. Zawsze podchodził do moich wybryków ze stoickim spokojem. I to było dla mnie mocno odczuwalne. Zawsze był spokojny, jednak pogodny. Tymczasem po moim złym zachowaniu, przez kilka dni nie byłam w stanie go rozbawić, nie rozmawiał ze mną za dużo. Samo to było karą, lecz mniej dotkliwą niż ta ledwo dostrzegalna nutka zawodu w jego głosie. To ona zawsze sprawiała, że byłam na siebie zła.
- Wujku… Znasz mnie. Nie usiłowałam się zabić. Zwyczajnie nie umiem siedzieć grzecznie na tyłku! Muszę się wyszaleć... – usiłowałam się usprawiedliwić. 
- Szkoda, że zanim się rozszalałaś, nie przemyślałaś. Skoro nie chciałaś się zabić, to czemu z własnej winy leżysz tu teraz i umierasz? Ola… Na ogół jesteś taka odpowiedzialna. Można powierzyć ci wszystko – dom, małe dziecko, zwierzaka… Potrafisz o to zadbać. Czemu nie mogłaś być równie rozsądna, jeśli chodzi o ciebie samą? - Wujku… Te zaświaty ci nie służą! – zaśmiałam się.
- Czemuż to? – zdziwił się. 
- To chyba pierwszy raz, kiedy zamiast tego swojego potwornego opanowania i spokoju, prawisz mi kazanie – wyjaśniłam. 
- Pewnie to dlatego, że dotąd nie umarłaś. Choć, jeśli być dokładnym, można by powiedzieć, że to stanowczo nie jest moje pierwsze kazanie. Ostatecznie przez ponad pięćdziesiąt lat swojego życia byłem księdzem – zauważył, a ja tylko pokręciłam głową w lekkim rozbawieniu.
Chwilę później moją uwagę odciągnęło nerwowe polecenie lekarza. Odwróciłam się. Już inny lekarz walczył o moje życie. Wciąż mnie reanimowali, wciąż nie tracili nadziei. 
- Ile to już trwa? 
- Będzie trochę ponad dwie godziny.
- Tak długo? Zawsze mi się wydawało, że reanimacja ma sens tylko przez kilka minut… 
- Różnie. Jeśli ktoś został postrzelony w serce, nikt nie będzie poświęcał kilku godzin na reanimację. Już po kilku minutach większość krwi zostanie zwyczajnie wylana z ciała. Jednak, jeśli serce zatrzyma się niespodziewanie, bez przyczyny… Większość lekarzy reanimuje wtedy bardzo długo. 
- Jak myślisz, kiedy odpuszczą? 
- Myślę, że już nie długo. – odparła babcia. 
- Jak tam jest? 
- Ciężko powiedzieć. Niebawem sama zobaczysz. 
- Możecie tu przebywać? Obserwować, co się dzieje? – dopytywałam, ciekawa i zlękniona nagłą zmianą. 
- Tak, czasem możemy. Ale z doświadczenia powiem ci, że nie warto oglądać życia najbliższych w czasie trwania żałoby. To smutne i bolesne doświadczenia. – odparł wujek. Od razu domyślił się do czego zmierzam i uprzedził mnie. 
- Ale… - zaczęłam, lecz urwałam. 
Podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz. Za zasłoniętymi teraz roletami stali moi rodzice, którzy z każdą chwilą tracili wiarę w moje życie… Chciałam wyjść, zobaczyć ich… choćby wyobrazić sobie, że mogę ich jakoś pocieszyć. 
- Ola, nie rób tego… Nie możesz im pomóc. – szepnął pocieszający głos babci, która chwyciła mnie już w swoje objęcia. – Nie martw się, Kochanie. Pogodzą się z tym. Wszystko się ułoży.
Nagle zrobiło się całkiem cicho. Polecenia lekarzy, pisk maszyn, wszystko ucichło. Odwróciłam się więc. Momentalnie zrozumiałam, skąd ta zmiana. Lekarze się poddali. Przestali mnie reanimować. Ułożyli moje rozrzucone bezładnie członki, odłączyli wszystkie sprzęty. Po paru chwilach zakrywali mnie prześcieradłem. Tymczasem usłyszałam głośny płacz. To moja mama. Jeden z lekarzy zaraz po zakończeniu walki wyszedł, by powiadomić ich o mojej śmierci.
Chciałam wyjść za nim, być przy tym. Jednak nie mogłam. Nie tylko powstrzymywał mnie wujek z babcią, ale także jakieś dziwne ssanie. Tak, jakby grawitacja stała się nagle odczuwalna. Tyle, że zamiast w dół, ta siła ciągnęła mnie w stronę zakrytego prześcieradłem ciała. 
- Wujku! – szepnęłam przerażona. 
Co się działo? Czy przez swoje własne ciało miałam zostać przesłana do piekła? 
- Nie mam pojęcia, co się dzieje… Gdy pytałem, mówiono mi, że do nas dołączysz. Nie wiem, co się dzieje… - powtórzył zmartwiony. 
Tymczasem ja już prawie wniknęłam w samą siebie. 
- Wujku… - nie zdołałam jednak dokończyć zdania, gdyż dusza ponownie złączyła się z ciałem. 
Utonęłam w nim. Uwięziło mnie. Znów czułam ten ból! Wujek i babcia stali jednak wciąż blisko. Widziałam ich, oraz te zszokowane spojrzenia. Chciałam zapytać, dowiedzieć się, co też jest tak szokujące, jednak nie mogłam. Znów tkwiłam w swoim nieprzytomnym ciele. Wprawdzie puls i funkcje życiowe wróciły, jednak wciąż nie miałam władzy nad swoją materialną powłoką. Mijała minuta za minutą, było ich dużo. A ja wciąż nie potrafiłam się poruszyć. Nie mam pojęcia, jak dużo czasu minęło do czasu, gdy usłyszałam, że koła łóżka zostały odblokowane, poczułam, jak ruszyło, zabierając mnie ze sobą. Wprost do szpitalnej kostnicy. Bałam się. Co, jeżeli na czas nie odzyskam świadomości? Jeśli nikt nie zauważy, że jednak żyję? Czy pochowają mnie żywcem? Czy przyjdzie mi obudzić się pod ziemią, bez szans na uwolnienie? – rozmyślałam tak, wciąż zawzięcie próbując poruszyć choćby jednym palcem. 
- Oleńko, musisz otworzyć oczy! To twoja ostatnia szansa, by udowodnić, że żyjesz! – powiedział mi przerażony wujek. Wciąż tu byli! Babcia i wujek trwali u mego boku, widziałam ich, mimo zamkniętych oczu! - Ola, nie wiem, czemu nasz słyszysz i widzisz, ale żyjesz. Jeszcze. Postaraj się, jeśli nie chcesz zginąć we własnym grobie!

6 komentarzy:

  1. Super ! Czekam na ciąg dalszy - mam nadzieje ze szybko będzie! :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że opowiadanie się spodobało! Dodaję więc jego resztę :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Opowiadanie trochę przerażające, ale przede wszystkim pełne ciepła. Wyobrażam sobie, że taka właśnie jesteś, Pani Kleks :)Chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dziś planuję dodać fragment kolejnego opowiadania. :)

      Usuń
  3. Wybrałaś ciekawy i zarazem smutny motyw. Bardzo mi się podoba Twoje przedstawienie tej sytuacji, doskonale wczuwasz się w uczucia głównej bohaterki. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciąg dalszy jest już zamieszczony. Pozdrawiam i zapraszam do lektury! ;)

      Usuń