sobota, 16 lutego 2013

Kot (2/2)

Witam! Jako, że nareszcie zyskałam pełen dostęp do internetu, obiecuję częstsze notki. Mam nadzieję, że moje "bazgroły" się Wam spodobają!


Drzwi windy rozsunęły się, a ja wciąż nie zmusiłam swego ciała do posłuszeństwa. Gdy wywozili mnie na korytarz, łóżko podskoczyło lekko na nierówności. To wystarczyło. Wstrząs jakby obudził moje mięśnie. Uniosłam rękę i zsunęłam prześcieradło z twarzy. Uśmiechnęłam się do przystojnego studenta, któremu widocznie polecono mnie odwieźć. Niestety, nie patrzył na mnie. Bałam się, żeby go nie przestraszyć. Gdybym dotknęła go swoją chwilowo chłodną ręką (w szpitalnych podziemiach, tuż przy kostnicy jest zimno!), mógłby paść na zawał. I co? Zamiana ról? Nie, na to nie miałam ochoty…
- Trochę tu chłodno… - wymamrotałam cicho. Nie miałam pomysłu, jak łagodniej uświadomić mu, że żyję.
- Słucham? – spytał zaskoczony i odwrócił się w moją stronę. Dopiero teraz zorientował się, że to ja przemówiłam.
- O Matko Przenajświętsza! – szepnął. Chwilę mu zajęło opanowanie nerwów. Tymczasem spróbowałam usiąść.
- Nie, nie podnoś się. Już cię stąd zabieram. – poinformował. – Jak się czujesz?
- Hm… - musiałam się chwilkę zastanowić i zrobić „przegląd” swojego ciała. Nie byłam świadoma bólu, zbyt dużo skupienia pochłonęło przejęcie kontroli nad nim. – trochę słabo. Mam dreszcze. Ale ogólnie nie czuję się źle.
- Niewiarygodne… - mruknął.
- Co takiego?
- Ty… to znaczy… byłaś martwa… Twoja temperatura zaczęła spadać… - zająknął się.
- Widzi pan… Nie tak łatwo się mnie pozbyć. – stwierdziłam ze śmiechem
- Widzę… Jesteś może kotem? Ile masz żyć? – spytał z uroczym uśmiechem.
- To się dopiero okaże…
- Olu, moja droga… Czy zdajesz sobie sprawę, że podrywasz właśnie starszego mężczyznę? – spytał wujek z nadmierną uprzejmością. Postanowiłam, że go zignoruję.
-  Ale się trzęsiesz! – zauważył, gdy staliśmy czekając na windę. Tomek, bo według identyfikatora tak się nazywał, wyciągnął z kieszeni telefon. – trzeba ich uprzedzić… Mówiąc szczerze, nasi pacjenci rzadko wracają z kostnicy na oddział.
- Jako wampirzyca jestem nieśmiertelna, więc stanowię wyjątek od normy – zażartowałam
- Wampirzyca, powiadasz? – zaśmiał się.
Po paru minutach ponownie byłam na sali, podłączona do aparatury i kroplówek. Tomek odwiózł mnie tu i wyszedł, by telefonicznie ściągnąć tu ponownie moich rodziców. Wokół mnie kręciła się chyba połowa personelu szpitalnego, a ja dopiero uświadomiłam sobie, jaka jestem słaba. Aż zszokowało mnie to, jak długo byłam w stanie rozmawiać z Tomkiem. Teraz jednak zatonęłam we własnych myślach, pozwalając sobie na odpoczynek. Miałam tylko nadzieję, że nikt w międzyczasie nie będzie zadawał mi żadnych pytań. Zwyczajnie nie wyłapałabym ich. Skupiłam się teraz na wujku i babci. Już jakiś czas temu zniknęli. Dokładnie chwilę po tym, jak zignorowałam uwagę wujka na temat Tomka.
- Jak miło, że znów wpuściłaś nas do swojej świadomości. – usłyszałam głos wujka. Obejrzałam się akurat w chwili, gdy przenikał przez ścianę. Babcia już tu była, stała, a raczej unosiła się tuż za mną.
- Wpuściłam? – zapytałam w myślach, mając nadzieję, że mogę jakoś porozumiewać się z nimi bez słów. Aczkolwiek niekoniecznie chciałam, by mogli widzieć, słyszeć, czy w jakikolwiek inny sposób odbierać moje myśli, te, które nie były skierowane do nich.
- Tak, wpuściłaś. Przedtem, gdy chciałaś zostać sama z tym chłopcem, zostaliśmy jakby zdmuchnięci.
- O jejku. Czyli mam kontrolę nad tym, kiedy mi towarzyszycie?
- Na to wygląda…
- Super! – podsumowałam
- Skoro tak uważasz…
- Mam jeszcze jedno pytanie. Wyłapujecie, jakoś słyszycie pytania, nawet te, których nie wypowiedziałam… Czy macie dostęp do wszystkich moich myśli?
- Nie.
- Uf. – westchnęłam w duchu
- Dobrze, zostawimy cię, póki co. Odpocznij.
- Dobrze, babciu. Mam nadzieję, że jutro też będę mogła was widzieć… - dodałam, gdy oboje znikali już w suficie. Zasnęłam dosłownie w przeciągu minuty.
Od mojej chwilowej śmierci minęły już prawie dwa tygodnie, natomiast do domu wróciłam tydzień temu. Dziś, po tej długiej przerwie, szłam do szkoły. Jednak to nie był koniec moich planów. Na dzisiejsze popołudnie byłam umówiona na spotkanie z Tomkiem. Na szczęście, wujek zmienił zdanie na jego temat i już mi tak nie marudził. Dzięki temu chętnie pozwoliłam im towarzyszyć sobie w szkole. Tak, jak towarzyszyli mi na każdym kroku przez ostatni czas.
Gdy w drodze ze szkoły przechodziłam przy cmentarnej bramie stało się coś nieoczekiwanego. Wokół mnie zebrało się mnóstwo duchów. Niektóre twarze kojarzyłam z widzenia, lub zwyczajnie znałam, jednak przytłaczająca większość była mi obca. Wszyscy równocześnie zaczęli coś do mnie mówić, więc oczywiście nie zrozumiałam ani jednego słowa z tej plątaniny. Byłam przerażona. Wyglądało na to, że wszyscy oni czegoś ode mnie chcieli. Zaczęłam się cofać, w obronnym geście machając rękami. Nagle tuż za mną ktoś zatrąbił. Odwróciłam się. W samochodzie siedział Tomek. Otworzył mi drzwiczki i kazał wsiadać. Wtedy domyśliłam się, że może wiedzieć o moim kontakcie z duchami. Pewnie nie powinnam tego robić, ale przerażona setkami otaczających mnie duchów, pośpiesznie wsiadłam. Pojazd ruszył z piskiem opon. Po niedługiej chwili zatrzymał się na jednym z miejskich parkingów. Tomek wysiadł i ruszył na moją stronę. Chyba chciał otworzyć mi drzwiczki, ale uprzedziłam go.
- Nasze spotkanie, jak widzę, nieco się przyspieszyło. – zauważyłam, zdobywając się na sztuczny uśmiech. Wciąż byłam przerażona.
- Tak… Muszę cię o to zapytać. Mam nadzieję, że mnie nie wyśmiejesz…
- Raczej nie. A o co chcesz spytać?
- Czy ty… Widzisz duchy?
- Co? Ja… - zawahałam się, ale tylko chwilę. – Tak. Od czasu, kiedy niby zmarłam, widzę je i słyszę. 
- Wiedziałem… - wymamrotał, raczej do samego sobie, podczas gdy ruszyliśmy w stronę bulwaru.
- Skąd?
- Moja ciotka też była medium. Choć jej reanimacja pomogła.
- Medium? O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
- Medium, to osoba mająca kontakt ze światem zmarłych. – wyjaśnił
- Ale… ja?
- Tak. Już kiedy ze mną rozmawiałaś, zerkając co chwilę na boki, zrozumiałem, że nie byliśmy tam sami. Zgadza się?
- Właściwie, to tak… – odparłam w chwili, gdy duch jakiejś nieznanej mi kobiety wszedł między mnie a Tomka.
- Witaj, Aleksandro. Tomek to mój syn. Niestety, brak mu taktu. Nie chcę, żebyś pomyślała, że zainteresował się Tobą tylko ze względu na to. O nie… Gwarantuję, że dniami i nocami o tobie myśli. – zapewniła mnie.
- Ale… czemu mi to pani mówi?
- Bo dyskretnie obserwowałam cię od zdarzenia w szpitalu. I widzę, że jesteś świetną dziewczyną. Jak każda matka, chciałabym, żeby mój syn upatrzył sobie właśnie taką – wyjaśniła. Uśmiechnęłam się, dawno nie widziałam u nikogo takiej pewności siebie.
- Ola? Wszystko w porządku? – dopiero zorientowałam się, że od jakiegoś już czasu Tomek próbował zwrócić na siebie moją uwagę.
- Pozdrów go proszę. – szepnęła jeszcze kobieta i zniknęła.
- Tak, tak. Przepraszam. Słuchaj… Twoja mama nie żyje, tak?
- Niestety. A czemu pytasz?
- Bo przed chwilą z nią rozmawiałam. – przyznałam, czując się jak kompletna wariatka.
- Oj… Co mówiła?
- Nic… - skłamałam – tylko kazała cię pozdrowić.
- Aha. Rozumiem, że lepiej nie wiedzieć, czego rzeczywiście chciała?
- Dokładnie – uśmiechnęłam się, widząc, że całkowicie mi wierzy, wcale nie podważając mojego zdrowia psychicznego.
- Tomek? – zagaiłam po chwili.
- Tak?
- Mówisz, że twoja ciotka też tak miała… Więc… zastanawiam się przypadkiem, czy nie wiesz, o co im chodzi? Bo wiele duchów, które widzę, wydaje się czegoś ode mnie chcieć.
- Możliwe. Niektóre nie są tu z własnej woli, lub będąc tu odczuwają cierpienie. Często jest to spowodowane przez obserwowanie najbliższych. Cierpią wraz z nimi po swojej śmierci, są rozżaleni, że zadali żyjącym taki cios. Później cierpią, gdy partner, czy partnerka życiowa znajdują kogoś innego. To wszystko sprawia, że szukają wytchnienia właśnie u osób o twoich zdolnościach. Mają nadzieję, że zdołasz odesłać ich z tego świata, uwolnisz. Wszystko przez to, że tak pochłonęło ich kurczowe trzymanie się tego świata, że nie potrafią już sami dotrzeć na swoje właściwe miejsce.
- A to jest możliwe?
- Czy możesz odsyłać? Myślę, że tak. Moja ciotka mogła. Do niej też przychodzili w tej sprawie. – odparł, a ja cicho się zaśmiałam.
- Co jest? Z czego się śmiejesz?
- W zasadzie z niczego. Po prostu powiedzenie, że duchy przychodziły jest zwykłym pomówieniem. One nie dotykają podłoża, lewitują nad nim.
- Wierzę na słowo, nigdy tego nie widziałem – przyznał.
- Twoja mama była bardzo ładna. W pewnym sensie nadal jest.
- Oczywiście. Ojciec też jest niczego sobie. Inaczej jak mogli by stworzyć taki ideał? – spytał żartem, wskazując na siebie. Parsknęłam śmiechem.
- No tak, racja. – zgodziłam się z lekką nutą ironii w głosie.
- O czym myślisz? – spytał nagle.
- Ja… w zasadzie myślę o tym, że powinnam już dawno być w domu.
- No tak, racja. Po przeżyciach z ubiegłego miesiąca twoi rodzice pewnie już się zamartwiają. Dziwne tylko, że nie dzwonią.
- Telefon mi się w szkole rozładował. – wyjaśniłam.
- Chyba, że tak. Dobrze więc. Chodźmy do samochodu, zaraz cię odwiozę.
- Dobrze, dziękuję.
- Nie ma za co. Ostatecznie to ja cię tu porwałem. – stwierdził, znów z tym łagodnym uśmiechem
- Mogę o coś zapytać?
- Jasne.
- Czemu byłeś przy cmentarzu?
- Odwiedzałem grób mamy.
- A więc zbiegiem okoliczności było to, że ruszyłeś akurat gdy przechodziłam przy bramie?
- Nie całkiem. Wiedziałem, że będziesz niedługo wracać, zaczekałem więc. Byłem pewien, że jak się zbliżysz, to cię otoczą.
- W takim razie dziękuję.
- Nie ma sprawy. Ale radziłbym nie chodzić już tą drogą.
- Mieszkam naprzeciwko cmentarza. Myślę, że jak już przez moją rozmowę z babcią i wujkiem pokazałam swoje zdolności, nawet jeżeli nie będę przechodziła koło bramy, dotrą do mnie. – zauważyłam nieco przestraszona. – Wiesz może, jak twoja ciotka im pomagała?
- Nie umiała tego wyjaśnić. Po prostu kazała im znikać, wracać do swojego świata. Nie mogły się temu oprzeć, musiały jej słuchać, coś jakby je wsysało.
- Ach, to tak… Już rozumiem. Dzięki.
- Jeszcze raz mi podziękujesz za coś równie błahego, będę musiał się postarać o lepszy ku temu powód.
- To była groźba? – spytałam nieco sarkastycznie, podczas gdy Tomek właśnie otwierał dla mnie drzwi od strony pasażera.
- Interpretacja moich słów jest dowolna – stwierdził ze śmiechem. Wsiadł już do samochodu. Ruszyliśmy i po paru krótkich minutach stanął pod moim domem. Zgasił silnik samochodu i zanim się zorientowałam czemu, on wyszedł z auta, podszedł do moich drzwi i je otworzył.
- Madame – z lekkim ukłonem podał mi rękę i pomógł wygramolić się z auta.
- Dziękuję pięknie. – ze śmiechem odwzajemniłam ukłon. Rozdzieliliśmy się, on odjechał a ja weszłam do domu. Jak się spodziewałam, mama była już nieźle zmartwiona. Chwilę zajęło mi uspakajanie jej, później zjadłam obiad i skierowałam się do swojego pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, zatkało mnie. Wewnątrz pełno było duchów. Wśród nich dostrzegłam swoją drugą babcie, którą znałam tylko z portretu. To był kolejny szok. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Niestety, nie miałam na to czasu. Duchy zaczęły się przekrzykiwać.
- Dość! – ucięłam w myślach. – Czego chcecie? Nie mówcie wszyscy naraz, bo nic a nic nie rozumiem. Po kolei.
- Jesteś medium, widzisz nas, słyszysz i możesz się komunikować. Proszę, odeślij mnie z tego świata. Mam serdecznie dość oglądania swej narzeczonej u boku jej nowego męża. – zaczął stojący niedaleko mężczyzna. Sądząc po wyglądzie, gdy zmarł był jeszcze przed trzydziestką. Odesłałam go, a następnie prawie wszystkich tu obecnych. Został tylko wujek, babcie i… mama Tomka.
- Szanowni państwo, czy mogłabym poprosić o pozostawienie mnie samej z Olą na kilka minut? – spytała moich bliskich.
- A kim właściwie pani jest, by chcieć mieć tylko dla siebie moją wnuczkę, której nigdy jeszcze nie miałam okazji poznać? – w głosie babci Lusi nie było gniewu, zazdrości. Tylko ciekawość.
- Jestem matką jej przyszłego męża. – odparła z typową sobie pewnością.
- Co?! – spytałam w tej samej chwili co wujek i obie babcie.
- Jestem matką Tomka.
- Dobrze, to zrozumieliśmy. Skąd jednak pomysł, że jest on moim przyszłym mężem?
- Czuję to. Poza tym widzę, jak się w tobie zakochał. No i widzę, że też go lubisz.
- Niech pani nie wymyśla i nie wprowadza zamieszania. Dzieciaki znają się zaledwie od dwóch tygodni, a pani już ich do ołtarza prowadzi? – zbeształ ją wujek.
- Znam syna i wiem, że będzie do tego dążył. – upierała się.
- Dobrze, ale niech nie podejmuje pani ewentualnej decyzji Oli.
- Czy możecie zostawić nas same?
- Nie. – wtrąciłam – Jeśli chce pani ze mną porozmawiać, to w towarzystwie moich bliskich. Nie czuję potrzeby ich odsyłania.
- Jak chcesz. Chciałam tylko powiedzieć, że będę cię straszyć po nocach, jeśli skrzywdzisz mojego synka.
- Gdyby wiedział za jakiego ma go pani frajera, nie byłby zachwycony. Nie sądzi pani?
- Broń Boże, nie uważam go za frajera!
- A tak go pani traktuje. Proszę mi nie grozić, a teraz odejść.
- Co?
- Proszę stąd wyjść. Nie mam ochoty na słuchanie pogróżek, ani planów dotyczących mojego wyimaginowanego ślubu. – poinformowałam i nieco urażona kobieta zniknęła.
- Ładnie sobie z nią poradziłaś. Ciekaw jestem, czy wymyśliła już także wasze dzieci… – w głosie wujka pobrzmiewał niesmak.
Mijał dzień za dniem. Każdy wypełniony był duchami. Widziałam ich smutne twarze i pomagałam. Zaczynałam rozumieć, że tak właśnie może wyglądać cała moja przyszłość.  Blokowałam się przed nimi tylko podczas lekcji. Jedynie mamy Tomka więcej do siebie nie dopuszczałam. Natomiast z nim samym chętnie spędzałam sporo czasu. Nie wiedziałam co przyniesie przyszłość, ale zaczynałam wierzyć, że sobie poradzę. Czułam, że wszystko dobrze się ułoży. Wiedziałam, że w jakiś sposób otrzymałam drugą szansę, nowe życie. Nie zamierzałam tego zmarnować, chciałam je jak najlepiej wykorzystać,  więc pomagałam wszystkim tym, którym mogłam – duchom.  

6 komentarzy:

  1. Czyżby początek wielkiego romansu? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już pozostawiam Waszej inwencji twórczej, z mojej strony to już koniec opowiadania ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czesc.
    Jak koniec,jak koniec...bylo zimno,robilo sie cieplej wrocily akcje zyciowe...i teraz chcesz nas zostawic,z duchami - ojjjjjjjjjjjjj J.Kleks...
    Nie chce sie bac...czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć to nie duchów, lecz osób żywych należy się bać - ostatecznie przez duchy można co najwyżej zwariować... ;)

      Usuń
  3. Genialne! Moment przebudzenia: ,,-Trochę tu zimno,, rozwalił mnie. :D Opowiadanie z charakterem, po prostu świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ;)
      Chyba zwyczajnie nie miałam pomysłu co innego mogłaby powiedzieć bohaterka w takiej sytuacji xD

      Usuń