niedziela, 17 lutego 2013

Sen (część 1)


             Witam! Zgodnie z obietnicą, zamieszczam dziś fragment kolejnego opowiadania... Przyznam, że nie skończyłam go jeszcze pisać, więc nie wiem ile będzie miał części. Zachęcam do komentowania, życzę ciekawej lektury! ;)





                Obudziłam się wcześnie, grudniowe słońce ledwo zdążyło minąć linię horyzontu. Przeciągnęłam się leniwie i dokładniej opatuliłam kołdrą. Siostra znów zostawiła otwarte okno i chłód ogarnął pomieszczenie. Wcale nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, zwłaszcza, że poza nim było potwornie zimno. Na szczęście przez najbliższą godzinę mogłam jeszcze poleżeć, do szkoły szłam dziś dopiero na godzinę dwunastą. Krzyknęłam więc do siostry, żeby przyszła i zamknęła okno, a kiedy to zrobiła odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, usiłując sobie przypomnieć przerwany sen. Niestety, w mojej pamięci pozostała tylko informacja, że była to jakaś piękna przygoda romantyczna. Taką, o jakiej na jawie nawet nie śmiem marzyć…
                Lekcje ciągnęły się dziś niemiłosiernie, zwłaszcza przedostatnia – matematyka. Lubię ten przedmiot i nie mam zbytnich problemów, jednak nauczycielka jest bardzo wymagająca, a lekcja wykańczająca. Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek kończący moje zajęcia, prawie podskoczyłam ze szczęścia. Przed powrotem do domu postanowiłam wpaść do swojej poprzedniej szkoły, odwiedzić wychowawczynię w gimnazjum. Podziwiałam ją i uwielbiałam, dlatego często się spotykałyśmy, mimo, że nie uczyła mnie już od przeszło trzech lat. Jest jedną z bardzo nielicznych osób, którym pozwoliłam przeczytać moją, nie skończoną jeszcze książkę. Ponadto,  gdy miałam problemy w szkole, zawsze mogłam na nią liczyć. Dziś akurat szłam bez konkretnej przyczyny, po prostu chciałam z nią porozmawiać.
                Była już godzina szesnasta, wszystkie obowiązkowe lekcje gimnazjalistów powinny się skończyć. Wiedziałam, że Pani Alana jest jeszcze w szkole, wolałam więc wybrać taką porę. Nie miałam ochoty mijać band durnych gimnazjalistów śmiejących się i snujących domysły na temat mojej obecności tu. Weszłam na drugie piętro, przeklinając w duchu brak windy w tym starym budynku. Mogłam pływać godzinami, tak samo jeździć konno lub na rowerze, ale schody mnie zabijały. Wreszcie dotarłam do celu, siadłam pod salą. Byłam bardzo niemiło zaskoczona, gdyż nie tylko ja pod nią czekałam. Czyżby jednak pani, po konsultacjach, kończących się za piętnaście minut, miała na dziś jakieś plany? Niestety, tym razem nie zadzwoniłam i się nie umówiłam.
- Hej. Na konsultacje? – zapytał mnie nagle siedzący na drugiej stronie ławki chłopak. Odwróciłam się i po szybkim zerknięciu uznałam, że ten tleniony blondyn nie jest od lat gimnazjalistą. No, chyba, że kiblował… Kilka razy. Może z sześć?
- Czy wyglądam na gimnazjalistkę? – zdziwiłam się.
- Pod warunkiem, że powtarzałaś klasę… Tak z trzy razy. – Odparł ze śmiechem.
- Trafnie strzeliłeś, aczkolwiek od trzech lat nie jestem już gimnazjalistką. – zdziwił mnie, rzadko ludziom udaje się odgadnąć mój wiek. Czy to z tego powodu mój głos w stosunku do niego był taki szorstki? A może ze względu na to, że pokrzyżował moje plany i pewnie nie będę miała okazji porozmawiać z panią?
- Punkt dla mnie – stwierdził. Dopiero się zorientowałam, że chwilę mojego zamyślenia wykorzystał by usiąść bliżej.
- Czekasz do pani Alany?
- Tak, jestem z nią umówiony za… - zerknął na zegarek – Jedenaście minut. – dokończył.
- Aha, rozumiem. Mogę spytać, jak długo potrwa wasze spotkanie? Przepraszam za wścibskość, ale muszę z nią porozmawiać, a nie zadzwoniłam i nie umówiłam się na dziś… - wytłumaczyłam, czując się idiotycznie pytając o jego plany.
- Nie długo, góra pięć minut. Muszę tylko od niej odebrać pewne materiały. – skinęłam tylko głową, uznając, że dodatkowe pięć minut czekania, to w zasadzie nic.
- Problemy z matmą? – spytał, cały czas uważnie mnie obserwując.
- Nie, po lekcjach z nią nie mam żadnych problemów, przynajmniej, jeśli chodzi o ten przedmiot...
- Wobec tego, co cię sprowadza do starej szkoły i byłej nauczycielki?
- Piszę książkę, a pani Alana, jako w pełni zaufana osoba dostała ją do przeczytania i teraz dostaje każdy nowy fragment, czyta i podpowiada, co należałby poprawić. – przyznałam niechętnie. Na ogół kryję się ze swoim pisaniem, ale stwierdziłam, że i tak pewnie nigdy więcej go nie spotkam. No i nie miałam pomysłu na kłamstwo, którym mogłabym uzasadnić swoją obecność tu.
- Piszesz? Interesujące… Myślałem, że Orlikowska tylko mi pomaga…
- Z czym?
- Z pisaniem, oczywiście.
- Mhm. – mruknęłam tylko. Wcale nie miałam ochoty na rozmowę z nim.
- Zdradzisz swoje imię?
- Kordelia.
- Znasz mnie, dla tego nie odbijasz pytania, prawda?
- Tak sądzisz? A może po prostu twoje imię mnie nie interesuje? – odparłam wrogo, zirytowana jego zadufaniem w sobie. Znudziło mi się udawanie miłej i zainteresowanej rozmową z nim,  drażnił mnie.
- Au, to bolało! – stwierdził ze śmiechem.
- Zaraz zaboli coś innego… - mruknęłam pod nosem.
- Artur Pióro. Odświeżyło pamięć?
- Czy razem z naturalną barwą włosów tlenienie odebrało ci też rozum? Naprawdę nie zrozumiałeś, że cię nie znam i wcale mi na tym nie zależy? – warknęłam, walcząc ze sobą, by pięścią nie zmniejszyć jego przerośniętego ego.   
- Ty naprawdę mnie nie znasz… Twierdzisz, że jesteś pisarką, a nawet nie jesteś na bieżąco jeśli chodzi o panujące bestsellery? – spytał, dość mocno dźgając mnie palcem w żebra.
- Czyżbyś uważał się za gwiazdeczkę? Słodkie, ale nadal irytujące. Bądź tak miły i zamilknij. I dla własnego bezpieczeństwa trzymaj palce z dala od moich żeber, z połamanymi kośćmi dłoni ciężko się piszę, uwierz… - mruknęłam z niewinnym uśmiechem, pozornie panując nad sobą, jednocześnie dość silnie odepchnęłam od siebie jego dłoń.
- Osz ty, złośnico! –mruknął, nadal uśmiechnięty. Znacznie delikatniej znów dźgnął mnie w policzek. Machnęłam, odganiając od siebie jego palce, jednak przechwycił moją dłoń i uwięził ją w swoich. Uniosłam drugą, chciałam się oswobodzić, a zamiast tego pozwoliłam zniewolić również tę rękę. Zaczęłam się szarpać. W efekcie obydwoje spadliśmy z ławki. Tarzając się po podłodze kontynuowaliśmy walkę. Po kilku obrotach i parę metrów dalej, udało mu się przygwoździć mnie do ziemi. Przebieg wydarzeń był tak zaskakujący, że zamiast dalej się złościć, parsknęłam śmiechem. Musiałam przyznać, że było to strasznie zabawne.
- Jesteś niesamowita… - stwierdził mój oprawca, delikatnie odsłaniając mnie zza kurtyny włosów.
- Mógłbyś łaskawie zejść ze mnie? – spytałam, już znacznie milszym tonem. Ostatecznie, ile można warczeć?
- Nie, jeszcze nie… - szepnął z jakąś niepokojącą nutą w głosie. Nim zdążyłam zapytać czemu, jego usta spoczęły na moich. Zaskoczona znieruchomiałam, jednak tylko na chwilę. Nim rozum zapanował nad ciałem, ono już odwzajemniło pocałunek. Usta rozchyliły się w zapraszającym geście i nim się zorientowałam, nasze języki toczyły kolejną batalię. Minęła dłuższa chwila, nim lekko się ode mnie odsunął, choć nadal mnie przytrzymywał. Wiedziałam jednak, że nawet, gdyby mnie puścił, nie umknęłabym. Wyglądało na to, że oboje jesteśmy zaskoczeni tym, co zrobiliśmy. Patrzeliśmy na siebie całkiem nieprzytomnymi wzrokami. Tą niezwykłą i dziwną sytuację przerwał dzwonek. Przerażeni poderwaliśmy się na nogi, tylko cudem unikając konfrontacji. Niewielka grupka uczniów wyszła z sali dokładnie sekundę po tym, jak wyprostowaliśmy się i stanęliśmy nieco dalej od siebie. Chwilę później Pan Gwiazda wszedł do klasy pani Alany. Uznałam, że lepiej będzie, jeśli przyjdę porozmawiać z nią innym razem. Ubrałam więc szybko kurtkę, opatuliłam się szalem i wyszłam, zadowolona, że umknęłam bez konieczności żegnania się z Arturem. Do domu nie miałam daleko, jednak dotarcie zajęło mi trochę czasu, ponieważ zamyślona szłam znacznie wolniej, niż normalnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Zaledwie parę godzin temu stwierdziłam, że mnie za pewne nigdy nie spotka żadna piękna historia romantyczna. I co? W zasadzie… to był tylko jakiś impuls, nic więcej… Tylko czemu nie mogłam zapomnieć temperatury jego oddechu? Delikatnego dotyku dłoni na mojej twarzy? Cudownego pocałunku? Nie miałam pojęcia. Jedyne, czego byłam pewna to fakt, że więcej się nie spotkamy. Nawet gdyby chciał, w co bardzo wątpię, nie miałby jak się ze mną skontaktować. Nie wiedział nawet, jak się nazywam. A ja? Owszem znam jego imię i nazwisko, ale przecież nie będę go szukała! Na pewno by tego nie chciał. Ma się przecież za wielką gwiazdę, po co mu znajomość z takim tchórzem jak ja? – rozmyślałam tak przez całą drogę do domu. Ostatecznie postanowiłam, że muszę zapomnieć o tym, nic nie znaczącym, incydencie.
 

4 komentarze:

  1. I tak.. najbardziej podobał mi się pierwszy fragment :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny ten kawałek. Uwielbiam takie historie. Masz niewątpliwie dar do pisania. Sztuką jest napisanie dobrej sceny pocałunku. Trzyma w napięciu i jest ciekawie

    OdpowiedzUsuń